Magda i Maciek
Jesteśmy uradowani, odnowieni, wypoczęci, zrelaksowani, chociaż również duchowo, emocjonalnie i intelektualnie zmęczeni (ale takim przyjemnym, owocnym zmęczeniem), zamyśleni, pełni zapału i nowej energii i pewnie jeszcze wiele stanów i odczuć jest naszym udziałem – aż trudno je wszystkie nazwać i opisać. Ale przede wszystkim jesteśmy bardzo, bardzo wdzięczni. Dawno nikt tak o nas nie zadbał, nie dopieścił – to bardzo odpowiednie słowo. Dawno nie czuliśmy się tak ważni i zauważeni, i to nie jako rodzina, rodzice etc, ale „tylko” jako małżeństwo. I to od pierwszej chwili, gdy weszliśmy do pokoju, a na stole czekał śliczny świecznik i karteczka – zupełnie jak „w apartamencie dla nowożeńców”, choć jesteśmy prawie 22 lata po ślubie. Dziękujemy za śliczne serwetki, wycinanki, kwiatuszki na karteczkach – aż miło było wykonywać na nich te liczne zadania. Czujemy się jak po miesiącu miodowym – jednocześnie odświętnie i codziennie.
Marzena i Janusz
Bardzo podobało się nam połączenie konferencji (teoria) z warsztatami (praktyka). Dla nas bardzo trafiony okazał się główny temat rekolekcji – „Z jakiej gliny jestem”. Temat temperamentów nie był mi zupełnie obcy. Przypominam sobie, że przerabiałem go kiedyś na studiach w ramach fizjologii człowieka, ale wiedza ta była już częściowo zapomniana, a przede wszystkim czysto teoretyczna. Dzięki konferencjom i warsztatom została na nowo odkryta i wydobyta na światło dzienne naszej świadomości, a co najważniejsze, została przełożona na nasze konkretne relacje małżeńskie. I tak np. cecha u mojej małżonki – niezdecydowanie – wcale nie jest wadą, ale jest cechą charakteru wypływającą z jej temperamentu. Ona po prostu taka jest, ma taką skłonność, potrzebuje więcej czasu i więcej danych. Ja przeciwnie, potrafię szybko podejmować decyzje, czasem nawet za szybko. I tu następuje kluczowe odkrycie – to bardzo dobrze, że tak się różnimy, dzięki temu możemy się wspaniale uzupełniać. Jest to dar dla nas – możemy razem podejmować większość decyzji, a na pewno te ważne. Jest to też dar dla mnie, dzięki temu moja małżonka wielokrotnie uratowała mnie i nas przed podjęciem nierozważnych i nie zawsze dobrych decyzji.
Ważny dla nas element tych rekolekcji to nauka i promocja działań wzmacniających relacje małżeńskie. Bardzo nam się to podobało i znajdzie swoje praktyczne zastosowanie w naszym małżeństwie – chodzi o te niezapomniane metafory.
Jola i Karol
Oto metafora mojego męża napisana dla mnie, oparta o słowo „wrażliwa”: „Jolcia, moja żona, to osoba wrażliwa jak silnik samochodu na zmianę paliwa. Przejedzie zapewne jakąś część trasy, lecz remont pochłonie niemało kasy”. Moja metafora napisana dla męża oparta jest o słowo „optymista”: „Zakręcony jak zegarek, optymizmu szuka wszędzie, jak go zgubi szukać będzie”. Rekolekcje wpłynęły na nas bardzo pozytywnie – można powiedzieć, że po części nawróciły mojego męża, gdyż jechał na nie ze sceptycznym nastawieniem (właściwie to go wyciągnęłam), twierdząc, że to nie dla nas i po co my tam w ogóle jedziemy. Wrócił natomiast zachwycony wszystkim. Opowiada jak było fajnie, zaczął nawet sam z własnej nieprzymuszonej woli czytać Pismo święte. Pozbył się pesymizmu związanego z wiarą. Narodziło nam się wiele pytań, na które chcielibyśmy uzyskać odpowiedź, ale to może na następnych rekolekcjach.