Świadectwa i opinie uczestników Warsztatów – Rekolekcji dla zakochanych

Justyna i Damian – Poczuliśmy, że Bóg jest z nami, że nam dopinguje i krzyczy – „dacie radę”

Rekolekcje dla nas były fascynującym przeżyciem. Na początku opowiem o tym co było przed nimi. Kiedy dowiedziałam się o rekolekcjach urodziło się w mym sercu pragnienie by jechać. Było bardzo silne i pod jego wpływem powzięłam postanowienie razem z moim chłopakiem. Ale nastąpił czas w którym jakby cały świat sprzeciwiał się, żebyśmy tam pojechali. Na początku problem finansowy, który Bóg całkiem szybko rozwiązał – dostałam pracę taką dla studenta, dzięki czemu mogłam razem z chłopakiem się złożyć. Ale problem nie zniknął bo pojawiła się propozycja innych rekolekcji za które nie trzeba by płacić – pokusa – zaoszczędzę. Potem jednak postanowiłam – jadę na te. No i dopadło mnie bardzo duże strapienie – kryzys w związku – tzw. ciche dni gdzie doszłam do wniosku: nie no jak mogę jechać na rekolekcje jak czuję że nie chcę być z tym człowiekiem (rozumiecie nagle nie chcę – tuż przed rekolekcjami – Szatan dobrze bawił się moimi emocjami). Tu pojawiła się kochana mama, która przypomniała mi by nie zmieniać w strapieniu decyzji podjętej w pocieszeniu- i tak dotrwałam do dnia rekolekcji, w którym nastąpiło apogeum przeciwności. Po pierwsze kolizja na drodze – z powodu której posprzeczałam się z chłopakiem. Rekolekcje wisiały na włosku – ale Bóg czuwał:) Nie odzywając się prawie do siebie dojechaliśmy na miejsce. Nawet w ośrodku odczułam atak na pozytywne perspektywy kiedy publicznie w obcasach grzmotnęłam na posadzkę, narobiłam huku i do tego prawie złamałam kostkę – szczęście że mam giętkie stawy. Już chciało mi się płakać z tego wszystkiego, ale po przebyciu tych 3 dni zrozumiałam czemu tak bardzo Szatan się starał byśmy tam nie dotarli. Jeszcze w pierwszym dniu Damian był również negatywnie nastawiony przez te wszystkie wcześniejsze okoliczności, ale wystarczyło że przeszliśmy przez pierwsze warsztaty. Zaskoczył nas fakt, że – jest ciekawie – i to bardzo!!! Nie spodziewałam się analizowania mojego charakteru. Wydawało mi się że będą tam rady strikte teologiczne – jak podczas kazania, a tu niespodzianka!!! Rekolekcje ukazywały życie i działanie Boga w nim – pokazywały jak wygląda prawda. Doskonały psychologiczno- duchowy kurs poznania siebie. Jesteśmy z moim chłopakiem razem już 9 lat i szczerze mówiąc na tych rekolekcjach zaczęliśmy dopiero tak dogłębnie się poznawać. Spotkałam tam jego duszę – a on moją:) Zrozumieliśmy powody nieporozumień w naszych relacjach, poznaliśmy sposoby – SKUTECZNE – na ich rozwiązanie bez kolejnej rysy na szkle naszego związku!!! Poczuliśmy, że Bóg jest z nami, że nam dopinguje i krzyczy – „dacie radę, tylko bądźcie przy mnie”. Chcemy być przy Nim i razem z nim iść przez życie. Z siłą od Boga nic nie może nas pokonać. Jak moglibyśmy nie korzystać z Jego pomocy i na siłę utrudniać i psuć sobie życie!!! Panie Boże całym sercem dziękujemy że nas prowadzisz, że o nas Walczysz przez cały czas. Dziękujemy, że udało nam się dojechać, dziękujemy że poznaliśmy ludzi z praktycznie tymi samymi problemami! Dziękujemy za każde poruszenie serca na tych rekolekcjach Chwała Ci Ojcze!!! Pragniemy również podziękować wszystkim organizatorom – jesteście wyjątkowi- życzymy Wam szczęścia, dużo dużo szczęścia i radości w Bogu i siły do pokonywania trudności:)

Marta – „Spotkanie z samym sobą, z ukochaną osobą i Panem Bogiem.”

Tak, to było wyjątkowe spotkanie. Choć nie wiedziałam, że takie będzie, rekolekcje porszewickie przeszły moje najśmielsze oczekiwania. A wszystko zaczęło się od telefonu mamy mojego ukochanego. Pani Maria zapytała się, czy nie chcielibyśmy z Robertem pojechać na rekolekcje dla zakochanych organizowane przez małżeństwa z Zespołu Mocni w Duchu. Mocnych w Duchu wprawdzie kojarzyłam z mszą świętą o uzdrowienie w Łodzi, w której kilka razy uczestniczyłam łącząc się przez Internet i miałam z nią związane bardzo dobre asocjacje, ale mimo to nie byłam do końca przekonana, czy jechać. Co mnie wstrzymywało? Trudno powiedzieć, może obawa przed przeintelektualizowanym spotkaniem, przed zbyt natarczywą ewangelizacją, może też dość chłodny stosunek Roberta do tego typu spotkań, zniechęcająca była też konieczność dojazdu z Warszawy po godzinach intensywnej pracy. Zdecydowanie łatwiej było nie pojechać. Jak bardzo się dzisiaj cieszę, że mimo przeciwności zdecydowaliśmy się jednak pojechać do Porszewic. To były przecież rekolekcje dla zakochanych – a więc dla nikogo innego, lecz dla nas właśnie.

Spotkanie rekolekcyjne połączyło w sobie wyciszającą medytację, ciekawe wykłady z elementami psychologii oraz pomysłowe warsztaty podczas których mieliśmy szansę zastosowania zdobytej teorii w praktyce. W czasie rekolekcji zwrócono naszą uwagę na istnienie u każdego człowieka innego temperamentu (temperamenty rzadko zresztą występują w czystej postaci, najczęściej się przenikają) oraz ukazano w jaki sposób warunkują one nasze reakcje na rozmaite bodźce. Specjalnie przygotowany w tym celu kwestionariusz pozwolił nam – choć w przybliżeniu – określić temperament własny i drugiej połówki. Następnie, na podstawie uprzedniej obserwacji natury drugiego człowieka podjęliśmy próbę znalezienia klucza do jego „obsługi” poprzez uświadomienie sobie jego potrzeb w pierwszej kolejności, następnie zaś przez zrozumienie jego reakcji.

Podczas warsztatów z psychologami zapoznano nas z czynnikami miłości (krzywymi namiętności, intymności i zaangażowania) oraz naturalnymi fazami przez które przechodzi miłość (tj. zauroczenie, romantyczność, miłość pełna, miłość przyjacielska, miłość pusta). Czas nieubłaganie płynie i wywiera wpływ na nas, nasz związek i odczuwanie szczęścia. Natomiast uświadomienie sobie istnienia tych wszystkich czynników i ich nieuniknionych przemian z upływem czasu, pozwala lepiej zrozumieć dlaczego związek z drugim człowiekiem nieustannie się zmienia, przede wszystkim zaś pozwala na pracę nad tym związkiem w taki sposób, aby zmieniał się w dobrym kierunku.

Jednym z ciekawszych zadań w Porszewicach był spacer i przeprowadzenie szczerej rozmowy z drugą połówką o tym co w jej życiu zmieniało ją i sprawiło, że jest tym kim jest (dobre i złe doświadczenia). Uważam ten fragment za bardzo istotną podróż w głąb samego siebie, podróż w którą zabraliśmy też bliską nam osobę, podróż którą będziemy kontynuować przez całe – wspólne – życie.

Poranne medytacje ignacjańskie wprowadzały nas w kolejne dni spotkania – spotkania z Panem Bogiem przede wszystkim. Ukoronowaniem którego stała się wieczorna msza o uwolnienie z modlitwą wstawienniczą. Było to niezwykłe przeżycie, przy akompaniamencie charyzmatycznego śpiewu Mocnych w Duchu i modlitwie wstawienniczej w naszych własnych intencjach niezaprzeczalnie czuło się obecność Ojca, spokój i radość.

Porszewice uporządkowały i ubogaciły moją wiedzę o drugim człowieku, a także o samej sobie. Wyjechałam do domu z użyteczną bazą, jak rozmawiać i rozumieć rozmówcę, by nie dochodziło do konfliktów, a także jak zaistniały już konflikt zacząć rozwiązywać. Określiłabym te rekolekcje jako niesamowite spotkanie siebie samego ze swoimi oczekiwaniami i zranieniami oraz spotkanie drugiej osoby z jej oczekiwaniami i zranieniami, a pośród tego wszystkiego stał cierpliwy i kochający Pan Bóg.
Beata i Piotr – Dwa koła zębate które nawzajem się dopełniają i współgrają

Chcę podzielić sie z Wami tym co przeżyłam podczas rekolekcji w Porszewicach. Trochę trudno mi zacząć, bo nie należę do osób Śmiałych. Dlatego długo się zastanawiałam czy sie w końcu przełamać. Po drugie pisarzem też nie, jestem a po trzecie chyba żadne słowa nie wyrażą moich przeżyć. Ale mimo wszystko chcę to napisać aby podziękować Bogu za otrzymane łaski.

Może zacznę od początku ;))

Mam na imię Beata, mam 27 lat. Kiedyś na studiach wpadła mi w ręce książka, w której pewien chłopak pisał że trzy razy był na rekolekcjach dla zakochanych, za każdym razem z inną dziewczyną i za pierwszym i drugim razem okazało sie że to jednak nie były te dziewczyny dopiero za trzecim razem dostał odpowiedź od Boga że to ta, że z nią będzie szczęśliwy. Trochę mnie to rozśmieszyło bo nie rozumiałam jeszcze wtedy co to znaczy że Bóg odpowiada ludziom, że niby co staje twarzą w twarz i mówi??? Po drugie nie byłam wcześniej na żadnych rekolekcjach więc nie wiedziałam „z czym to się je”, ale mimo wszystko po przeczytaniu tego świadectwa pozostało mi głęboko w sercu pragnienie aby kiedyś gdy będę miała narzeczonego wybrać się na takie rekolekcje. I tak oto to pragnienie odezwało się we wrześniu kiedy mój chłopak się oświadczył i kiedy zgodziłam sie dzielić z Nim życie na zawsze:)) Chciałam żeby Bóg pobłogosławił nasz związek i był z Nami w Naszym narzeczeństwie. Zaczęłam szukać w internecie takich rekolekcji. Jak się okazało nie było łatwo, wszystkie miejsca pozajmowane i cóż próbowałam szukać dalej choć ochota była coraz mniejsza i powoli tak sobie myślałam że dam spokój, po co nam to, co będziemy tam robić itd. Bardzo przypadkowo kliknęłam na stronę Odnowy w Duchu Świętym w Łodzi. Choć mój zapał już nie był taki mocny zaciekawiła mnie data rekolekcji 10-12 grudzień. Są to dla mnie szczególne dni: 11 grudnia obchodzę urodziny, a 12 grudnia jest święto Matki Boskiej z Guadelupe, która jest szczególną patronką Ruchu Rodzin Nazaretańskich, do którego należęod 7 lat. Zadzwoniłam do mojego narzeczonego co On na to i pierwsze co powiedziałam to były słowa „wiesz jak nie chcesz to nie pojedziemy, mi tam bardzo nie zależy”. Od razu założyłam że będzie na NIE, po drugie moja relacja z Bogiem w ostatnim czasie też trochę sie urwała (delikatnie mówiąc). Powoli zaczynałam żyć jakby nie istniał. Z jednej strony chciałam zrobić krok w Jego kierunku i wrócić, z drugiej myślałam „patrz jak pięknie ci się wszystko układa po co ci ON”, ale mój narzeczony odpowiedział że pojedziemy, że on nigdy nie był na rekolekcjach i jest po prostu po ludzku ciekawy jak to wygląda i co usłyszy. A ja nadal mówiłam „ale może nie, może ja cię zmuszam”. On twardo powiedział „jedziemy”. Trochę nie znałam go z tej strony, zawsze kwestie wiary „brał na luz”, ale gdyby nie jego męska decyzja pewnie by nas tam nie było. Kilka dni przed rekolekcjami poprzez różne sytuacje w moim otoczeniu zaczęłam się bać wspólnego życia, mimo że wiedziałam że kocham narzeczonego zaczęłam się bać czy się sprawdzę jako żona, matka. Moi rodzice nie byli przykładną rodziną, wiele też małżeństw które mnie otacza mają problemy, zaczęłam się po ludzku bać. Nie rozumiałam czemu raptownie ogarnęły mnie takie lęki. Gdy już dotarliśmy byłam pełna obaw. Ja odkąd jestem we wspólnocie bywałam na rekolekcjach ale mój narzeczony nie, zastanawiałam się jak przetrzyma codzienną Mszę Świętą, konferencje, warsztaty i mimo że rozmawialiśmy o tym i mówił mi że wszystko w porządku ja nadal byłam niepewna. Jak się potem okazało niepotrzebnie. Razem braliśmy udział we Mszy Świętej, poszliśmy do spowiedzi i oddaliśmy nasze lęki Bogu podczas Mszy o uwolnienie i uzdrowienie. To niesamowite kiedy we wszystkich słowach na Mszy, konferencji, czy nawet na warsztatach Bóg mówił do nas i o nas. Mówię Bóg mimo że mówiły to osoby które prowadziły te rekolekcje ale przecież nic o nas nie wiedziały, a mimo to każde ich słowo było tak trafione, tak bardzo dotyczyło nas. Dla mnie był to wielki krok w kierunku Boga, ale nie tylko dla mnie mój narzeczony również sie otworzył na Boga i Jego łaskę. W końcu po wielu latach oddał Bogu swój największy problem, który zamykał go przed Nim. To było cudowne móc wspólnie od nowa poznawać Boga i Jego miłość.

Aha i jeszcze jedno najwspanialszy prezent który otrzymałam od mojego narzeczonego z okazji urodzin 😉 kiedy podczas warsztatów mówiliśmy sobie czym dla nas jest małżeństwo mój narzeczony powiedział że małżeństwo to jak dwa koła zębate które nawzajem się dopełniają i współgrają, a ich wspólna praca i wysiłek jest wstanie poruszyć najbardziej złożony mechanizm, którym jest wspólne życie. Po tych słowach nie boję się już przyszłości i nie mam żadnych obaw :))))